Windą do nieba
Wyjechali o poranku
Aby zdążyć tam na czas,
Mieli wrócić za niedługo
Więc nie żegnał wszystkich nas.
On i Ona przepiękna para
Właśnie niedawno wzięli ślub,
I kto by wtedy pomyślał
Że będzie nosiła kwiaty na jego grób.
Ona auto prowadziła
On koło niej słodko spał,
Już znużenie ją łapało
Lecz samochód dalej gnał.
Tylko chwila wystarczyła
Zamknęły się jej powieki,
I czy wtedy pomyślała
Że straciła go na wieki?
Jeden wielki huk okropny
Auto w bok gdzieś uderzyło,
Głuchy, cichy krzyk z jej ust
A jemu wtedy coś się przyśniło...
To były dwa anioły
Chciały by leciał gdzie one,
Ale on nie mógł iść
Krzyczał, że tutaj ma żonę!
A one go nie słuchały
Mówiły, że tak właśnie trzeba
I siłą go wepchnęły
Do windy jadącej do nieba...
Na nic nie zdadzą się jej łzy
I znicze na marmurowej płycie,
Bo nic mu już nie przywróci
Tego co zwane jest życiem...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.