wirus
palce drżeniem drażnią krtań
ostatnim tchnieniem wydam krzyk
resztka mechanicznych pomruków
respiratora
kolejna dawka niczym ukąszenia
owadzich igieł
szaleństwo
szaleństwo kłamstw fikcyjnych ofiar
nadchodzącego jutra
resetu
w milczeniu ślepców
głuchych usłużnych nikczemnością
przesłodzonych idiotów
eutanazji naszych marzeń
aborcji wiary
wolności do wyboru
losie daj mi
choć cień miłosnych rozedrgań
zbóż kłosów w oranżerii z ksiąg
na alabastrowej tkaninie
afrodyzjak głębi wpatrzonej
i soczystość intymną
obronie cię i twój świat
korona nie spadnie mi z głowy
ozdrowieńcem jestem
na wspak
Komentarze (6)
Kolejny wiersz, który zatrzymuje na dłużej...
ten wirus wiecznie toczył
i nikt go nie powstrzyma
Smutna refleksja, zatrzymuje...
Pozdrawiam serdecznie :)
Oby więcej było takich ozdrowieńców co się przebudzą i
otworzą oczy, może wówczas nadejdą lepsze czasy
Pozdrawiam serdecznie :)
masz rację, to jakieś szaleństwo. (żyjemy życiem
innych, nie swoim)
Wolności wyboru..pięknie napisane..śliczny trudny
wiersz..pozdrawiam