Wojna domowa
Ich spojrzenia nie krzyżują się już nad
kubkiem kawy,
słowa nie spotykają się w miłosnym
tańcu,
a ciała nie szukają swego ciepła podczas
snu.
W czasie posiłku słychać szczęk
bezlitosnych widelców,
które rozrywają wszędobylską ciszę,
rzucając jej wyzwanie, którego nie
podejmie.
Dzieląca ich lodowa ściana nie roztapia
się.
Choć Jemu już zaczyna się robić zimno,
zagryza zęby i uparcie znosi ból i
samotność
z kamienną twarzą i tęsknotą w oczach.
Ona założy kolejny żelazny sweter i dumny
płaszcz,
zamknie oczy, owinie się nierozumianym
szalem
i dostając wietrzny policzek odwróci się,
by ukryć łzę.
Jak schwytane w niewolę dzikie
zwierząta,
szamocą się, każde cicho, w swojej
klatce,
by nie przyznać się do swojej słabości.
A ona sama, bez pomocy próbuje wtopić się w
ściany,
z gazet wycina uśmiechnięte postacie
i w lustrze ćwiczy odpowiednie miny.
Już nie próbuje, nie krzyczy, nie płacze,
nie milczy,
tylko chce, żeby to się skończyło...
i nie ważne w jaki sposób...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.