Wracajmy
Znów się zaczyna....
Przeciąg, trzask okna
Kawałki szkła porozrzucane po podłodze
Czyjś cień prześlizgujący się w pamięci
Czyjeś chłodne spojrzenie na twarzy
Wszystko zamarło w bezruchu...
Może uda nam się jeszcze to wszystko
zmienić
Ale łzy już spłynęły...
To stało się tak nagle
Spłynęły po lodowato zimnej skórze
Całując namiętnie wyschnięte usta
I spadły na ziemię jak maleńkie gwiazdy
Pozbawione swojego światła...
Nie mamy tu czego szukać
Nie ma tu już żadnych aniołów
Nasze poszukiwania okazały się daremne
Wracajmy...
Niech ten dzień się wreszcie skończy
Czasami mam ochotę uciec daleko stąd
I skryć się pod Twoimi skrzydłami
Albo po prostu biec przed siebie
Bez celu, jak najdalej od tych wspomnień
Jak najdalej od tych wszystkich myśli
I co mam powiedzieć tym wszystkim ludziom
tej nocy?
... że odejdę?
... że pozostanę, zaczekam jeszcze
chwilę...?
I tylko gdzieś tam
Czyjeś niewyraźne, zapomniane rysy
Odbijają się w oknie starej kawiarni
Topiąc się w blasku świateł...
Komentarze (1)
"i co mam powiedzieć tym wszystkim ludziom tej nocy?"
- to bym skróciła, chociażby o 'tej' ale i o 'tym' /
będzie to samo ale czytelnie, (i co mam powiedzieć
wszystkim ludziom nocy?) . Ja ten wers rozumuję, ze
autor rozkłada ręce z niemocy, z bezradności, że nie
widzi już szans na naprawę tego światka - jemu
znanego.