Wymarzanie
Dziś umarły drzewa,
bez spiesznych wyznań,
niewidoczne, a jednak odeszły.
Po gwiazdach, jak po schodach,
w imię ucieczki,
gdzieś, jakby najdalej,
a jednak znów w bezruchu.
Księżyc w popłochu dał mi klucze,
kazał czekać w załuku,
bez rękawiczek,
a to przecież grudzień.
Wronie treny wygryzły się pod czapkę,
i światła domów ciepłe zamarły w
pamięci.
I Ty przez łzy przedarty,
jakby z innej części,
słońcem spiekły.
Śnieg sypie, zataja,
jakbym przewróciła stronę książki,
Jutro, jutro.
I tracę liście, jestem drzewem.
Wiem, że odejść cicho,
nie znaczy nie grzmieć.
Komentarze (8)
Pointę zabieram ze sobą.
/I tracę liście, jestem drzewem/
Jak dla mnie pięknie...
Po raz kolejny sprawiłaś, że zatrzymałem się na dłużej
i poczułem się zmieszany..
chłód dreszcze i smutek
zakonczenie mocne
pozdrawiam
Ciekawie zobrazowany. Zastanawiam się, czy nie miało
być "wgryzły się" zamiast "wygryzły". Pozdrawiam :)
Zatrzymuje... Pozdrawiam 'D
nie wiem, ale coś mi brzmi nie tak;
chociaż dendrolog ze mnie żaden -
drzewa za zimę zapadają w letarg
porażone zimnej pory jadem.
ciekawie pozdrawiam