Zatrute lzy
Nie umiem teraz złapać oddechu
Rozwiane moje złote marzenia
Nie umiem odnaleźć uśmiechu
Milość nie doczekała spełnienia
Bezlitosne ostrze rani zaciekle
Pęka sklepienie nadziei ostatniej
Barwy podobne do tych jakie w piekle
Ukryć się przed życiem było by
łatwiej...
Spływają diamenty zmatowiałe
Zimne jak górska, rwąca rzeka
Prawie jak poranna mgła doskonałe
Przesączone krwią, z którą radość ucieka
Gdybyś był moim snem nigdy bym się nie
zbudziła
Gdybym wiedziała że będziesz, kolejny dzień
bym powitała
Gdybyś zniknął, strzałą z zatrutymi łzami
bym się zabiła
Gdybyś wrócił wędrowałabym ze słońcem, z
wiatrem po polach hulała
Pragnę światła, które pokaże mi drogę
Ale widzę tylko czarną przystań nad
niebem
Czuję przeszywającą mnie trwogę
Nie potrafię istnieć, byłeś dla mnie wodą i
chlebem
Gdybym mogła na nowo się narodzić
Zmieniłabym w ogrodzie kwiaty
By mogły życie osłodzić
By było tak jak przed laty
Bez słowa daleko zatopię się w swojego
smutku oceanie
Oddam wszystko, razem z tłem mojej duszy
Swój szkic wymażę, podrę kartkę, niech
pustka nastanie
Chcę Twojego uśmiechu, niech mój się
pokruszy...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.