ZGWAŁCONA...
Dla kogoś, kto to przeżył, teraz nie ma jej wśród nas...
Rzuciłeś o łóżko, uderzyłeś w twarz...
powiedziałeś:teraz za swoje s***masz...
Przywiązałeś ręce, bym bić nie mogła.
zewrałeś ubranie, stanik zębami
rozdarłeś
dlaczego tak okrutnie mnie okłamywałeś?
I zrobiłeś to, choć krzyczała NIE,
choć kiedyś podobno kochałeś mnie...
Z rąk spływała krew, pościel była cała w
niej
straciłam całą swoka dziewiczą biel...
Bezczelnie zabrałeś mi mą świętość i
czystość....
A tak krzyczałam i prosiłam...
szybko się umyłam.
Uśmiechnąłęś się spełniony
załkiem z siebie zadowolony...
Wróciłam do domu, położyłam się w wannie
analizujac całe swe ciało starannie.
Taki wstyd i ból...
Poszłam do kuchni, spojrzałam na stół...
leżał całkiem spory, ostry nóż.
Chwyciłam go, na policzkach mych wystąpił
silny róż...
oczy zapłonęły, przypomniałam sobie to
zdarzenie...
wszystko legło w gruzach, nawet współne w
przyszłość wierzenie...
Zgwałciłeś okrutnie, myśląc, że dajesz mi
szczęście...
napinając swe potężne mięśnie.
Teraz jestem na rozdrożu dróg.
Nie myślę o Tobie inaczej jak tylko:
WRÓG.
Po chwili chwyciałm nóż i mocno wepchnęłam
w serce me...
W oczach mi pociemniało, przypomniałam
wszystko co złe.
Drugą ręką poprawiłam, mocniej sobie
wbiłam...
Nwet bólu nie czułam, tylko coś lepiekigo i
ciepłego na rękach...
Umarłam tego samego dnia w mękach...
Tak sie to skonczyło...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.