Zielone morze
To co zabrała mi urbanizacja...
Patrzyłam nie raz,
z wierzchołka dachu,
na zaklęty świat,
po drugiej stronie drogi.
Patrzyłam jak faluje morze traw,
jak rozbijały swe grzywy
zielone fale, jedna za drugą,
o piaszczysty brzeg.
Patrzyłam na promienie Słońca,
jak tańczyły w grzbietach fal.
Jak księżyc w pełni
okrywał je swoją poświatą.
Patrzyłam jak białe motyle,
niczym morskie mewy,
sfruwają z nieba na kwiatek
jak polujące ptaki.
Patrzyłam na niebo
nad tym zielonym morzem,
jak gnane bryzą,
płyną białe okręty chmur.
Patrzyłam, bo morza już nie ma...
Zielone fale znikały,
aż cegła za cegłą,
nie było już nic.
Lecz patrzę znów
na zielone morze,
pod zamkniętymi powiekami
bezpiecznie ukryte.
Patrzę też
na białe okręty,
bo one również pamiętają
zielone morze...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.