W zielonej filharmonii
K.Z.
Pewnego spokojnego dnia,
Gdy cały świat się zatrzymał,
Wszystko żyło tylko wokół nas..
Wszystkie dusze zaczęły śpiewać..
Leżeliśmy na półnadzy,
Na zielono-jaskrawej trawie.
Radosne źdźbła właśnie brały kąpiel.
Tańcząc i podśpiewując niechcąco
Oblały nas poranna rosa.
Była lekka niczym piórko,
Srebrzysty połysk dodawał jej uroku.
Zielone stworki przygotowywały się
Do zapowiedzianego koncertu.
Po chwili ukazał się i dyrygent.
W turkusowo-błękitnym stroju,
Stanął tuż przed nami.
Nagle usłyszałam chór niebios,
Wrota czasu się otworzyły.
Słyszałam śpiew syren morskich,
Poprzeplatany z górską ciszą,
Głos uradowanego Pana,
Z grającymi na harfach aniołami,
Odgłos wyprzedzających się chmur
I cieszącego się słońca,
Kołysankę, którą co noc opowiada
horyzont,
Siłę uderzających fal,
Moc odpoczywających skał,
Muzykę, którą tworzą skrzydła motyla,
Śmiech zimowych bałwanów,
Kroki ziewającej mgły,
Krople deszczu spadające na ludzkie
głowy.
To wszystko ukazał dyrygent,
Najstarszy wędrowca świata,
Znawca wszystkiego...Wiatr.
Natura ukaże Ci ten fenomen tylko raz,
Wtedy, gdy pokochasz kogoś na całe
życie...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.