Zimowe wspomnienia
Szaleństwa na wyspie Wolin wieś Żółwino.
Pamiętam od małego dziecka
sarny na zaszronionej łące
poranny spacer z ojcem
trzymającym mnie za rączkę.
To były chwile wesołe
od samego rana do wieczora
godziny zabawy w puchowym śniegu
i sanna wokół jeziora.
Piękne zimowe widoki
dech w piersiach zapierały
cisza zamarznięte jezioro
śnieżną pajęczyną otoczone.
W oddali wśród śniegu
drzewa białą szatą oszronione
a rankiem słońce ukazywało
drzewa w sadzie puchem otulone.
Wspominam rozległe pola i łąki
wszystko bielą zasypane
psy w śniegu radośnie szalejące
podwórko ozdobione bałwanem.
Komentarze (16)
Takie wspomnienia to ja rozumiem:)))
pieknie opisane wspomnienia w otoczeniu przyrody,
niczym kadr z filmu,
pozdrawiam serdecznie:)
Pozdrawiam serdecznie ...
Piękne wspomnienia i piękny, klimatyczny wiersz :)
Pozdrawiam serdecznie Halinko :)
kocham zimę
Pozdrawiam
kiedyś przepadałem za mroźną zimą i grubą warstwą
śniegu. Obecnie, to już raczej nie. W Żółwinie byłem w
latach 50- tych na wycieczce rowerowej z kolegami ze
szkoły. Ale to było w letnie wakacje. Pozdrawiam
serdecznie.
Piękne wspomnienia ze wspaniałym krajobrazem w wierszu
namalowanym,
pozdrawiam serdecznie Halinko :)
Piękne wspomnienia zimy w dzieciństwie, podoba mi się
:)
Pozdrawiam serdecznie :)
Były bałwanki a u mnie w mieście śnieg stopniał i
zniknęły... Świetny wiersz :) Pozdrawiam serdecznie
+++
Piękny wiersz... pozdrawiam cieplutko:)
Pieknie!
Też mam podobne wspomnienia z dzieciństwa (choć rano
w izbie lód był na wiadrach z wodą...)
Piękne, jakże miłe wspomnienia
czasów które już nigdy nie wrócą.
Tęskno się nagle za nimi zrobiło.
Może czasem będzie się o nich śniło?
Serdecznie pozdrawiam życząc miłego popołudnia :)
Świetne wspomnienie...musiało być super :)) pozdrawiam
cieplutko :)
I ja pamiętam, choć nie na Wolinie ale sannę w lesie
na saniach z dzwoneczkami i końmi karymi, łyżwy
własnej roboty drewniane z grubym drutem po środku,
narty samodziałowe i przeważnie stać było na jedną
płozę. Mrozu 30 - 40 = to normalka była, a śniegu
równo z okiennicami. Tato każdego niemal ranka miał
zajęcia na godzinę, by drogę od domu do centralnej
drogi przegarnąć, bo inaczej dzieci były bez szans by
wyjść z domu.
Witaj :-)
Zgadzam się z Przedmówcą. Piękny, wspomnieniowy
wiersz. Od razu i we mnie budzą się wspomnienia...
Ech...
Pozdrawiam ciepło :-)