Zjawa nad lasem
Nad lasem wieczornym, stygnącym lasem,
unosi, pachnieje, powietrze ugina,
rosy dotykiem i liści drzew sina -
zjawa - co dymem z ogniska jest czasem.
Oblizuje pnie z coraz strony innej,
mało bacząc dnu leśnego przestworu,
zatraceniu legła wbrew chichotu z dołu,
dusząc dlań, mącąc oczy im bezsilne.
Radują się w dole, mimo góry - stale,
tym, co czyni tamta - wcale przejmują.
Dzban z kielichem, bęc - dudni
zatwardziale,
objęli się czule wespół gwarując.
Znad ognia języków uleciały skry,
zapomną się, mogą - dotyk im tak miły.
Każdym poruszeniem zjawę osłabiły,
z uciętym ogonem wtopiły we mgły.
Dobita uleci do rana wygaśnie.
Uśnięci wśród liści zapadną opaśnie.
Bez siebie nie mogąc, nie mogąc tak być.
Dla siebie nie pragnąć, inaczej tak żyć.
Komentarze (6)
Klimatyczny wiersz, szkoda, że nierytmiczny.
Moje leśne klimaty...ładnie:)))
Leśny, dymny klimat mnie urzekł,
zmieniłabym tylko w drugiej zwrotce/dnu/ na/dno/ a w
ostatniej/uśnięci/ na /uśpieni/
pozdrawiam:)
fajny klimat, wiersz;)
Mglisto,leśnie i ładnie. Bardzo dobry wiersz.
:)
pieknie