Zlodziej sklepowy II
Czasem, popijam czasem,
niekoniecznie,
aby upokorzyć
siebie. Ciebie?
Przecież nie.
Bardziej mrokiem niż światłem.
Bowiem jedno w tym samym.
Wszystko blaskiem,
więc cieniem.
Kocham, kradnę za mało
batoników w sklepie.
Słodkich w goryczy
brak mi.
Niszczę więc zapach.
Zapamiętany.
Twoje uda jak żadne inne,
każde inne.
Ostatnia.
Bezcielesna teraz.
Odwracam w smutku.
Nie odbiorę telefonu,
Za bardzo masz siebie
wśród siebie.
Wszyscy jesteśmy
jak smutne w klatkach zwierzaki.
Komentarze (6)
Interesujące
Pod ambonę marsz, chciało by się powiedzić, ta krynica
mądrości na wszystko ma radę. Nawet na uda.
I naj z całego wiersza - pointa.
A o tym - komu uda, a komu się nie uda, przeważnie
leci z ambony.
Bardzo mi sie podoba Twoj wiersz.
Emocjonalny.
"Bowiem jedno w tym samym", zgadzam sie.:)
Pozdrawiam.
Mnie się wydaje, że nim świat oskarżymy o własne
niepowodzenia, należy wejrzeć w swoją duszę, swoje
postępowanie. Może nie te "batoniki" się kradło. Może
trzeba było jednak odebrać telefon.
Puenta podoba mi się najbardziej, bo niestety, w
pewien sposób wszyscy jesteśmy zniewoleni. Zamknięci w
klatkach.
Ta wewnętrzna samotność, dotyka nawet tych, którzy
mają obok kogoś.
A czasem nie odbieramy telefonów:( bo wiemy, że po
tamtej stronie tak naprawdę ktoś nie słucha, że ten
ktoś jest skupiony przede wszystkim na sobie.
Bardzo bliskie są mi te treści.