złość
kipiąc złością
wylewam potoki ostrych liter z ust
nie słyszę, nic nie słyszę
dudniąc językiem
gwoździe wyrzucam przez wargi
jezykiem wypycham z siebie
nie chcę już, już nie chcę
zabijam, choć próbuję się pwstrzymać
te żyletki przeostre tępią się
dopiero gdy trafią
wtedy żal i smutek
oplata me serce
kolczasty bluszcz
zatruwa
i zapominam
organizm jednak znów
domaga się trucizny, narkotyku
i wybuch kolejny złości
wulkan - lawa słów
palących
i znowu bluszcz ciemnozielony
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.