zmęczenie materiału
odrąbaną lewą dłonią
przeczesuje chmielne włosy
głowa pękła ponad skronią
wypalonym papierosem
wyszarpaną prawą ręką
rozpatruje bóle w stawach
w potylicy głowa pękła
i wyciekła czarna kawa
w wannie kaczki-manekiny
rozpuszczona sól jodowa
pozrastają sie kończyny
pozasklepia mu się głowa
kalendarzem coraz prędzej
daty parol zaginają
dniem mu odpadają ręce
nocą z trudem odrastają
aureolę w błoto zrzuci
sens z plewami wymieszany
tylko patrzeć jak powróci
sam od siebie oderwany
Komentarze (5)
Wszystko zostalo juz powiedziane... Swietny pomysl i
realizacja. Brawo
wiersz mocny w swoim przesłaniu...ja osobiście wolę
bardziej...spokojniejsze...ale takie jak Twój tez są
potrzebne...+ pozdrawiam
Jestem pod wrażeniem.......... to doprawdy
niespotykane słowa i metafory..... uwielbiam takie
klimaty......... i forma piękna.........
Ja poprawiam flaki, a Ty sobie piszesz lekko i
wulgarnie, to połączenie nie zawsze mi odpowiada, ale
w tym wierszu jest ok., zgrzyta trochę trzeci wers
przedostatniej strofy, gdzie rym wewnętrzny:
„zaginają – opadają” burzy rytmikę.
Ciekawy wiersz, dał mi do myślenia