zwierciadlo
Polana
w swietle dnia skapana
zapach rozkoszy rozchodzi sie naokolo
Wiatr
tarmosi szczytami drzew
bawi sie listkami
Deszcz
czesto zaglada tu
zmywajac brudy zostawione przez niego
On
bywalec staly krainy tej
samotnie zawsze tu stoi
Wzrok
jego probuje przeniknac gaszcz
dotrzec na skraj
Nogi
niosa go nieodparcie w jednym celu
dojscia do nieokreslonego
Usta
spiewaja piesni nieustannie
nie slyszane przez nikogo
Slonce
w jesiennym swym poczatku
olsniewa twarz jego
Powieki
przymykaja sie z rozmarzeniem
zaslaniajac oczy
Oczy
zwierciadla duszy
zadumanej stanowczo za wiele
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.