Żyć snem chcę...
Przytulona do ramienia robię płytki wdech,
Przełykam świeży miętowy zapach.
Rozczesane wiatrem włosy zdają się
przywołać smak dzieciństwa.
Z młodzieńczą naiwnością wierząc, że
wszystko jest możliwe ostatni raz obdarzę
pocałunkiem aksamitna skórę,
By w chwilę potem
Za kurtyną mych powiek ujrzeć dalszą część
tej dziwnej historii.
Dziecięcych wspomnień, młodzieńczych
wyobrażeń i kobiecych pragnień
-Spróbuje nieruchomo ułożyć stopy. Wtulić
się w senne marzenia-
...nagle z oczu opadły po sobie jedna,
dwie, trzy krople...
...Za oknem słyszę śpiew ptaków, to już
ranek, ale nie uchylę się nawet o krok,
chce nadal mieć jego twarz przed sobą.
Czuje jego delikatny pąs...
Nasze dłonie spotkały się przy zapięciu
pereł- sznur korali prowadził go na
południe.
Szepcze - gorący potok słów obmywa me usta.
Kim jesteś ?
Słyszę go chociaż milczy, widzę mimo iż nie
patrzę. Tak. On kocha mnie całą. Karmi
miłością winnego grona. Tak słodki, że
czuję smak jego fioletowego koloru. Tak
słodki, że aż nierealny.
Warto śnić, warto marzyć.
Świt swym bezpośrednim gestem ukazał błysk
światła. Czyżby promyk nadziei ?
Otwieram oczy.
Znowu buduje nowy dzień-
spokojnie
z rozmysłem
bez entuzjazmu.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.