Życie zdechłego karpia
z dnia na dzień
nie szukam niczego co było by mi
ciężarem
tródniej jest mi znieść rosnące obelgi
za oknem
a ciężar zapleciony z ostów
patrzę i krwawi ciemny wzrokiem
łzy ociekające po betonowych rynnach
iskrzą i skarżą że
ciężko bardzo ciężko wypowiadać słowa
słowa których nikt nie słucha
słowa których nikt nie słyszy
a ja sam nie uniosę już nowych
oczekiwań
kilogramowa torebka ważąca tonę
zapleśniałych donosów i skarg
które pchają cię w przepaść
jedno kopnięcie zabija lub wynosi w
przestrzeń
a tu tylko zamach a na kopa brak
sił
padam i wyciągam kopyta
a mrówki zjadają resztę ścierwa
pozostałego po piotrze
Komentarze (2)
zdechły bo nieraz bezsilność wobec znieczulenia innych
wręcz chamstwa Podniesie się karp bo przecież jego
łuski to szczęście Coś w tym zabobonie jest i w
wierszu Jest dobry szczery Namacalna rzeczywistość to
plus Pozdrowienia słoneczne
Bardzo ciekawy i taki... prawdziwy.