Chaos osiadł nam na ustach
siadam wewnętrzną siłą zmuszony
na chodniku przy przystanku i wyjmuję
telefon aby
przycisnąć klawisz skrótowy dyktafonu
i opowiadać gumowym uszom co mają oczy
usłyszeć chcą patrząc tak
minął dzień mi jak
wziąłem puszkę życia
rozrobiłem ją wódką
pomalowałem całą powierzchnię
wszechświata
niewidzialną wymyśloną obmacaną zbuntowaną
i cyniczną
farbą
jeśli się mnie dotkniesz teraz
już nigdy nie zmyjesz z ust tej próżnej
palącej substancji
ale i tak
już nigdy nie pozbędziesz się z mózgu
tego wirusa
nie wybielisz pamięci z plam mojego
tu bycia
życia miziania płakania
i picia i ćpania
wybacz nam że nie umiesz mnie skasować
że te wspomnienia powodują
dysfunkcje
nasze wspólne plany nie zaznały
spełnienia
tak jak my nie zaznamy
a może szansa nieskończenie ostatnia
pobaw się ze mną w udawanie udawania
ale jak mam być kimś dla ciebie
skoro ja nawet nie wiem kim jestem
w koszyczku ze spinaczami
przez wiatr rozhuśtani
zawieszeni na sznurku do wieszania
prania...
Komentarze (6)
Dużo ciekawych metafor... Ukłony :D
wiersz ciekawy prawdziwy pozdrawiam
@smutna - dokładnie, lustro, dyktafon ani żadna kamera
nie daje obiektywnego obrazu siebie, zwłaszcza, jeśli
się traci poczucie swojego Ja. Potrzeba życzliwych
osób, którzy od "drugiej strony" poskładają wszystkie
elementy w całość.
Bardzo ciekawy wiersz.Pozdrawiam.
Jak z kawałków rozbitej osobowości posklejać kogoś,
kto byłby kimś...
Dyktafon nie odpowie... jedynie druga osoba..
Pozdrawiam :)
Mi się podoba. Dużo goryczy i trzeźwość doświadczona.
Miłego...