Dwoistość spadania
Co dobę z każdym porankiem
Siedzę na wzgórzu wraz z moim
kochankiem.
Kontempluję z nim przestrzeń będącą przed
nami,
Oraz myśl jedną zwaną spadaniem.
I tak-stojąc przed urwiskiem,obiema
nogami
robimy krok naprzód w przestrzeń-przed
nami.
Nie dotykając ziemi spadamy już na dół
Zbliżając się jednak niefortunnie ku
niebu.
Spadamy w obłoki tonąc jak w woalce,
Szczęściem zatopieni splatając swe
palce,
Spoglądamy na dół,gdzie wśród kamieni
Złączeni kochankowie na wieki usnęli.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.