Lubię dale, lubię ptaki
Lubię dale, lubię ptaki, jakoś mnie to
zbliża do ludzi
Wszyscy
Promieniejąc krzewem winorośli
bladobłękitnym oddechem wypełniam
jutrzejszy sen
i cytuję ,, kocham przodków - bardzo go
kocham, dziadzia i babcie i ich mamy i
taty, a także dzieci ich dzieci"
Po drodze widzę siebie uśmiechniętego w
przelocie, w chwili narodzin i śmierci,
,,a nie zostawiam po sobie żadnego
dziedzica"
Rozpadam się delikatnie w pył pod
dotknięciem ręki czasu jak drzewo, jak
ptak,
jak szkielety dobrych i okrutnych zwierząt
na równinach,
gdzie Indianie kultywują miłość,
a dzieci bawiąc się w piersiach zmarłych
wielorybów praktykują czystą i niewinną
myśl
Byliśmy kiedyś czyści i niewinni?
Chcieliśmy tacy być mamo
Na ołtarzu cierń, na wzgardzonych ołtarzach
mgła
Wszędzie wtargnęli nieczyści, niewierni
Nikt już nie zbawi świata
Kto nie ma wątpliwości niechaj wystąpi
Pobłogosławię, jeśli patrząc w jego oczy
nie odczuję drżenia rąk i mrowienia
karku
Idź i twórz, działaj myśl brnij w uwięzi
poranków i spojrzeń, pręgierzy ocen,
wojen porannych i wieczornych Zaplątuj się
w sieć świata, ale świadcz -
o Prawdzie Łącz teorie z praktyką, tak byś
mógł wprowadzać dzieci w arkana Sztuki,
wojny i miłości, tak by zostawiały cię z
wiecznie brzmiącym pozdrowieniem serca na
twarzy
Książki, te życie marzeń i myśli, to
fantazjowanie na przestrzeni dziejów,
wieczne poszerzanie rzeczywistości,
oddalanie się, antyprawdy -
co mają głębie jakiej brak szyi łabędzia,
mają kontakt ze spokojem serca jakiej nie
ma
wyścig stworzeń na tron!! na tron!!
Głębsze niż życie ale mniej żywe, bolesne,
konieczne Dwie proste spotykające się w
nieskończoności
Czytanie twarzy, czytanie zabójstw,
czytanie nóg, czytanie ud, akt kobiecy -
Doskonała ucieczka artysty W samym centrum
zbrodni W samym centrum chaosu
Manifest odczytany na leżąco
dotykając wewnętrznych stron ud drewnianej
lalki zobaczyłem skraj sukni pałający
ogniem
resztki nas wychowanych na wstręcie,
obrzydzamy sobie obietnice raju, którą
złożył nam
czysty i niewinny szaman
Naucz się sobą gardzić a będziesz jak my
Czasem jednak wstręt się budzi naprawdę,
lecz u ujścia rzek do morza, w deltach i
zagłębiach powinno się czasem czuć dobrze,
czuć dobrze
wielki mistrzu ran
Zresztą piłeś wino w Kanie więc mnie
rozumiesz
Fakt brudu, życia i rozpadu - tak, wstręt -
nie
Jej ramiona i moje ramiona, nasze dzieci,
nogi, ręce - obcowanie dusz to obcowanie
ciał
Zobaczyłem nas w lustrze
Ale nas i mnie złączonych jeszcze nie było
droga żono
Zdrowe dzieci w zdrowych domach już
widziałem
Czy da się zrzucić mój ,,płaszcz Konrada",
z pleców ,,ciężar zwłok" przed
zmierzchem?
Pozabijały mnie okoliczności, nie mój
wstręt i lęk. Och!, jakże trzeba odnowić
etos rycerza

Belamonte


Komentarze (2)
tak u źródła gdy dotrze etos odnowić to początek
wartości czy po drodze nie zgubi? Wiersz bardzo
piękny pofrunął gdy lata zawsze perspektywa nieraz
piękne krajobrazy zatrzymają w którymś odnajdzie..
Podoba mi się wyobraźnia tworzy radość duży plus
Pozdrowienia
hmmm...i znowu mnie zaskoczyłes...pozytywnie
oczywiście...źle się czuję więc dzis tak
skromniutko....:):)mam cichą nadzieje ze nie bedziesz
kasował tych wierszy bo chciałbym móc do nich
wracać....fanka Ci sie trafiła haha...trzymaj tak
dalej i posyłam usmiech...sorki ze nie nawiazuje do
wiersza ale odpływam w te dale chyba co tak
lubisz....pozdrawiam....