O Lulusiu Tuptusiu który został...
Część druga:)
Zimno, rzecz względna, przy moich
zaburzeniach termoregulacji przy
plus dwóch stopniach, rzekłabym sybir, inny
powiedziałby fajna pogoda,
ale to byłby ktoś inny, zdecydowanie nie
ja. Cóż oniemiałam, uśpiona hipnotyzerskim
spojrzeniem czworonoga, zastygłam w
bezruchu, jakbym na moment zawiesiła się w
czasie.
Z tego letargu szybko sprowadził mnie na
ziemię klakson zbliżającego się samochodu.
Byłam wolna, przez chwilę. Pies zniknął ze
skrzyżowania, swoim psim pędem ruszył na
dalszą wędrówkę, pozostawiając mnie z
dręczącymi myślami, niepewnością, która z
minuty na minutę stawała się moim
natręctwem, z tym dniem zapomniałam czymże
jest wolność umysłu,
opętana zdarzeniem dnia, nie dawałam
spokoju własnej wyobraźni. Różne myśli
kłębiły się po mojej głowie, szukałam
racjonalnego wytłumaczenia dla zaistniałej
sytuacji, mózg próbował wypierać myśli o
nieszczęśliwym życiu Lulusia o tym, że z
pewnością ma rodzinę, a na moje osiedla
sprowadził go zapach gotowych do miłości
suczek. Zła w podświadomości wróciłam do
domu, z lekkim żalem do własnego pupila,
rozpieszczonego do granic wszelkich
możliwości, małego podgryzającego mnie
chuligana, jakby to on był winien, że
trafił do domu pełnego miłości. Cóż, w
oczach miałam spojrzenie, którego nie
mogłam wymazać, obraz który na stałe wtopił
się w moje myśli. O całej tej historii
opowiedziałam mojemu mężowi, który znając
moje podejście, nieco chorobliwe, odnośnie
krzywdy zwierząt, w sposób naturalny i
bardzo szybki sprowadził mnie na ziemię
słowami cyt; " będziemy go karmić, nic
innego nie wchodzi w grę" I z tym, jakże
kluczowo brzmiącym zdaniem, dźwięczącym w
mojej głowie niczym najgorsza muzyka
świata, zasnęłam. O poranku, po nocy, która
minęła jak jedna krótka chwila, wstałam,
jak gdyby o o całą noc silniejsza, nie ON
na pewno ma rodzinę!!! To niemożliwe, żeby
ktoś chciał się pozbyć takiego psa. Mój
mózg zaprogramowany przeze mnie i nie
wiadomo skąd biorące się w nim pokłady sił
wytłumaczył sobie, ku uciesze dla mojej
podświadomości, że mogę być spokojna.
Zrobiło mi się bardzo przyjemnie, nastrój
uległ znacznej poprawie, jednym słowem
odetchnęłam z ulgą, jak się okazało, na
bardzo krótko. Wieczorem, podczas biegania
które kocham ponad wszystko, na tym samym
skrzyżowaniu, zobaczyłam tego samego psa,
było to samo spojrzenie, te same myśli,
tylko moje reakcja była znacznie inna.
CDN...
Komentarze (9)
jo tysz kohom wszycke żywizny,kożdego zwirza - ino nie
kożde tak dobre smakuje jako śwyinia zaś Chincyk powi:
jako pies chow-chow. Nie byda sie wadził ło miano psa,
zaś ale nie ze wszyckim mi sie widzi luluś tuptuś, u
nos pies to lebo Burek, Rex, Wolf.Bandzie cosik ze
trzydziesci roków nazad, miołech doma jeża, jo
wołałech go Jorguś (gorole godają: Jurek) a moje cera,
dzioułszka kera sie wybieroła sztudirować do szkoły
podstawowej - mienowała tygo faruńskiego kolcaka -
Tuptuś, bo tyn zwirz bez całe noce tupoł po polepie
kiej dansior przi trojaku lebo chodzonym. Ploaskoła ta
beskurcyja kiej chop: tup, tup, tup i bezto szedłech
na szychto nij cołki wyśpiony, dopiro kiej jus sie
upos a wyrusł, kajś-kandy ucik do boru s chałupy.
Dalszygo ciągu nie bandzie, W pyrsk, ludkowie!
Z niecierpliwością czekam na cd.:))
z przyjemnością przeczytałem drugą część twojego
opowiadania
i bardzo sie cieszę że będzie kolejna cześć -
pozdrawiam
nie ma możliwości wyzbierania
wszystkich bezdomnych psów.
Pozdrawiam serdecznie
Czekam na dalszy ciąg. Pozdrawiam Cię Sylwio
Ciekawa opowieść dobrze się czyta.
W "niemożliwe" wkradła się zbędna spacja. Miłego dnia.
ładnie pozdrawiam
Czyta się :)
Z przyjemnością.
Pozdrawiam :)
Aż mam ciarki. Jestem taka sama. Nie mogę spać, myślę.
Czekam na ciąg dalszy, och. Pozdrawiam Sylwio