schody
zatrzymać czas
zamknąć go w słoiku szczelnie
każdą sekundę osobno umieścić
tak na wszelki wypadek, gdyby jedna się
zepsuła
zachować tę chwilę przypadku
tą co dostrzegłem olśnieniem nagłym
miałem takie momenty
setki razy w życiu
lecz dostrzec wcześniej nie umiałem
ona- wchodząca po schodach tuż
przed moimi oczyma gdy ja u dołu
bezwiednie, Ptaszyną była
nie szła, lecz tańczyła
krok po kroku, schodek za schodkiem
do góry w kołysaniu
hiponotyzujących bioder
tak naturalnie
jak oddech, jak wschodzące słońce
i na szczęście spojrzała jeszcze
uśmiechem promieniując
poprawiając kosmyk włosów, choć nie
opadł
piękno kobiety
dostrzegalne wszędzie, jak słońce w lato
bez tych widoków
byłbym wyzuty z piękna duszy
Komentarze (3)
aby kres szczesliwy tych schodów a lato sie nie
skończy:)pozdrawiam
po schodach wspinasz sie na szczyt...a tak piekny
widok....warto było tutaj przyjsc...zamysliłem sie...
ładny wiersz...pozdrawiam