*** (jak długa noc przemienienia)
jak długa noc przemienienia
jak puste niebo bez gwiazd
przez gwarne potoki miast
drżenie się w duszę przelewa
szczekanie lęku wiruje w mroku
odbite od brył ołowianych bloków
obecność bezkształtna pustoszy ulice
i płoną jak piece piwnice
gdzie spojrzeć - pochodnie zdziczałych oczu
gdzie usnąć - wycie wzgardzonych snów
wspomnienia wydęte dachami się toczą
aż pełnię istnienia obrócą w nów
jak zimnym świt nam się jawi
jak obcą bliskość przyjaznych gwiazd
czym je przyjmiemy na stosach miast
gdy dłonie drwin płomień i noc upalna trawi
Komentarze (3)
Świetny wiersz.
Ciekawy. Pozdrawiam.
Menu nie-do-strawienia.
Wiersz, jak wszystkie Twoje, trudny do interpretacji -
świetny.