Anna P.
W balowej sukni Anna P.
pieści oddechem skradziony dotyk
bez cielesności wdzięcznie kłania się
do wyimaginowanej widowni
Ciche usta Anny P.
pomalowane są na biało
lilie zgodziły się oddać krew
-zapłaciła kruszcami snobizmu
Wszyta w ciężki sen Anna P.
dziwi się że jej prawa ręka nie jest
lewą
oczy pracują na zmiany
ciśnienie raz schyla raz unosi głowę
W pewnym pociągu spotykam Annę P.
nie poznam jej od razu
szukam poezji wbitej w tory
Upomina tylko swoje dziecko –
norma
Włosy Anny P. śmierdzą szpitalem
to z nim tam byłam ( dziecko śpi)
nawet jak wstanie nie zobaczę
zdziwienia na czteroletniej twarzy
chociaż jestem obcym głosem
pierwszy przystanek jest moją stacją
odjeżdżają brudne paciorki
wyżarte chemicznymi łzami
on ma wiarę
ja nie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.