Bal
Światła odbijają szyby...
Mokry asfalt, klasyk prawie.
Świat niby na niby tylko zgasł nam,
Jutro wstanie ?
Podłoga skrzypi...
Zapałka, draska, zapale,
Ile razy bym nie rzucał - wraca,
Nie dziwi wcale.
Brakuje zalet,
Życie to balet nie bal, i szkoda
troche...
Bo jak tańczyć już ostatni raz to nigdy z
białym nosem.
Tak obiecałem Tobie,
Dzisiaj sam podpieram ściany,
I patrzę z boku na was, tak bardzo
zakochanych...
Za to ćpamy na osiedlach...
Albo przez to... co określa,
W jakim stanie ranek wstanie
Czy wstanie reszta ?
I czy w stanie będę śmiać się z tego,
Bez ukłucia serca ?
Czy stanie mi przy pierwszej lepszej
Bez uczucia szcześcia ?
Po co kłade to na wersach ?
Uzewnętrzniam w tuszu kroplach...
Kiedy wiem, że zgasłaś...
Gdy przestała brzmieć nasza melodia !
Co ? Bo nuty jeszcze dźwięczą po rogach
sali,
Gdzie przetańczyłaś noc, żeby nad rankiem
zostawić...mnie.
Parkiet skrzypi...
Gra fortepian, w tle szarpią za
struny...
Nawet gdybyś dał nam skrzydła, to nie
zmienisz już natury...
Wolę wolne, wolą przejść obok mnie bez
spojrzenia nawet,
Za oknem pierwsze krople, bal nad bale,
zapalę... znów...
I pare smug zwróci uwagę, by przypomniec
parę słów,
Które pomiędzy żebrami stale kolorują
chłód.
Stuk stuk stuka sztuka stóp po deskach
zbitych w grób,
Puk puk cisza puka znów o chwile oddechu
dla snów...
Bal.
Dawno mnie nie było i pewnie znów długo nie będzie. Pozdrawiam.
Komentarze (2)
Przyciężkie to, ale ciekawe. Dobrej nocy.
Ciężki, pełen żalu... Uszanowanko :))