Bal maskowy
Już prawie północ, muszę zdążyc...
biegnę i potykam się o skraj sukni,
słyszę jak odgłos moich kroków
niesie się echem przez puste korytarze.
Są! Potężne wrota napawają mnie
przerażeniem. Otwieram je z wysiłkiem.
Ach!
Ileż ludzi poprzebieranych
w jakże dziwne stroje.
Jak zaczarowana przemierzam salę
zatrzymuję się pod wielkim,
kryształowym żyrandolem.
Ktoś porywa mnie do tańca,
nie wiem kim jest,
biała, porcelanowa maska
niczym druga twarz skrywa jego oblicze.
Widzę tylko kosmyki blond włosów
wymykające się spod przebrania.
Mam ochotę wsunąć w nie dłoń,
przytulić usta do jego ust,
twarz do jego twarzy.
Parzy mi w oczy...
Zaraz! Znam Cię!
Poznaję po oczach, wszędzie je
rozpoznam.
Ty mnie też poznałeś,
pomimo mej kamiennej twarzy
bez uśmiechu.
Wskazówki zegara stoją,
czas zwariował.
Liczysz się tylko Ty,
Twoję oczy,
Twoję dłonie...
Wirujemy w tańcu,
suknia plącze mi się pomiędzy łydkami,
potykam się lekko.
Obejmujesz mnie mocniej,
ufnie zarzucam Ci ręcę na ramiona,
przyciskam swoje ciało do Twojego,
drżysz tak samo jak ja...
Wreszcie stęskniona przyciskam wargi do
Twoich...
Ciężki dźwięk bicia zegara przerywa
zabawę,
widzę szklaną łzę w kąciku Twych oczu...
Powoli rozpływasz się w ciemności
wraz z Tobą cichnie muzyka,
gasną światła...
A ja zrozpaczona stoję sama na środku
pustej komnaty, wiedząc, że już Cię nie
ujrzę...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.