Bea-syf-ikacja
Był sobie kościół, a raczej kościółek,
który był jedyna atrakcją turystyczną w
pewnej popegeerowskiej podlaskiej wsi,
zamieszkanej raptem przez setkę osób, z
czego dziewięćdziesiąt było
bezrobotnych.
Mimo to kościół lśnił po ostatnim remoncie,
na który złożyły się pobożne owieczki ze
stadka miejscowego proboszcza.
Właśnie w tym kościółku, późnym
popołudniem, na początku jesieni wydarzył
się prawdziwy cud.
Niestety, proboszcz cudu nie zauważył.
Siedział bowiem w zakrystii i oddawał się
swemu ulubionemu zajęciu- układaniu monet z
ostatniej tacy i zbiórki na biednych.
Uśmiech zadowolenia wypłynął na jego tłustą
twarz, gdy policzył, że jeszcze dwa- może
trzy miesiące i będzie mógł wyjechać
incognito do Belgii.
Potem jego myśli poszybowały ku pewnemu
młodemu ministrantowi i zamknął z
podniecenia oczy.
Przez to nie zauważył, że ciemne wnętrze
kościółka rozjaśniło błękitne światło,
które trwało prze chwilę, a potem zgasło.
Proboszcz otworzył oczy chwilę później i
łyknął kielich wina w intencji dobrej
zabawy. Figura na krzyżu ożyła. Jezus
odczuł chłód i stwierdził, ze wisi na
krzyżu półnagi. Szybko więc zasłonił druga
ręka wstydliwe miejsce...
Nagły hałas poderwał księdza z fotela.
Złodzieje!
Spojrzał z niepokojem na stosy monet, potem
sięgnął po miotłę i delikatnie uchylił
drzwi do środka kościoła.
Niemal natychmiast ujrzał podnoszące się z
ziemi półnagiego człowieka. Na jego widok
drgnął ze wstrętem.
A ty tu czego łobuzie jeden! Wrzasnął.
Kościół to nie noclegownia! Won stąd, bo
policje zawołam! Jezus przystanął zdumiony.
Chciał się odezwać, ale proboszcz ruszył w
jego kierunku.
To nie przytułek dla narkomanów ani żadnych
hippisów!
Jezus nie miał wątpliwości- ten człowiek
musiał być szalony.
Widocznie szatan wciąż wypuszcza na świat
złe duchy, aby dręczyć ludzi...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.