Beduini
Bezdrożami pustyni życia wędrujemy
samotnie…
zdążając ku majaczącym w oddali
zielonym wzgórzom szczęścia…
Odnajdując bliskie serca rozbijamy obóz
na skraju oazy… szukając wytchnienia
miłości…
Aż przychodzi ten dzień…
rozszalała burza rozrzuca namioty…
ostrym piaskiem sypie w oczy…
… piekące słońce kolejnego dnia
wypalając dusze… budzi nas…
Osamotnionych … pośrodku
pustkowia…
… spękane wargi z bólu…
za utracona miłością …
krzyczą w bezsilnej wściekłości…
Oaza mirażem tylko była…
złudzeniem ostoi… bliskie
serce…
współwędrowcem… równie
samotnym…
chwilę tylko maszerującym naszą
ścieżką…
Kuląc… z bólu oszalałą duszę
…
zaciskając pięści podejmujemy trud
wędrówki…
otępiale oczekując na przybycie sępa
śmierci….
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.