Bez tytułu
W monotonnym szpalerze, odkrztuszającego
rdzę, płotu
ktoś pomalował furtkę świeżą, różową
farbą.
Czarny kot przebiega drogę oczami.
Ludzie chronią drzewa owocowe przed mrozem.
Zawijają je w ciepłe śpiwory.
Drzewa, które ich karmią. Pojęcie matki
jest szerokie.
W południe przychodzi stara kobieta i
rozmawia z kotami.
Gdy pada deszcz ma jaskrawą pelerynę i
kalosze.
One chwalą się jej nowym potomstwem. Ona
pamięta je wszystkie.
Choć nie zawsze pamięta jaki dziś jest
dzień.
Od kilku dni powstaje nowy dom –
altana na końcu działek.
Już ma dach, dziurę na okno i dziurę na
drzwi – jakby ciągle mówił
„Ooo…”.
Miastowa wrona widzi wszystko, nie tylko
okruchy chleba.
Miastowe gołębie widzą tylko okruchy
chleba.
Niektórzy ludzie bardzo się starają, żeby
być dobrymi. Pozbywają się resztek
jedzenia
i używanych rzeczy. Naprawdę się starają,
to są bardzo dobrzy ludzie.
Za działkami jest ścieżka z wąskim pasmem
trawy. Tam ludzie wyprowadzają swoje psy.
Psy mają kilka minut
na zabawę, przyjaźń, miłość i kupę.
To i tak często więcej, niż mają ludzie.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.