Biała Pani...
Zamknęłam okiennice mojej duszy...
Łabędzim śpiewem uśpiłam motyle,
kokonem tęsknot spowiłam miłość,
uciszyłam Anioły na Wyspie Szczęśliwej.
Wyszeptałam klucz do furty świątyni
- jej skrzypiące wrota śpiewały
rozstanie...
W niespełnieniu ofiarowania Gwiazdy
zwiędły,
a Słońce - w niemocy - stało się bardziej
matowe.
Utkałam spierzchnięte witraże
samotności.
W goryczy łez pogubiłam pióra nadziei.
***************************
... Nocą nawiedziła mnie BIAŁA PANI
o oczach na ostrzu szklanego Grala,
włosach spowitych w udręki,
ustach zakrzepłych szmaragdami.
Usiadła na martwym kamieniu Miłości...
Otworzyła bramy mojej duszy...
Patrzyła milionami nieboskłonów...
Tchnęła życie w skamieniałe Anioły...
Wszystkomocarna - o nic nie pytała...
Wszystkowiedząca - otuliła milionami
Słońc
w darowaniu słodyczy pyłu Milky Way...
W okowach Nebuli zalśniła gwiezdnym
czasem...
Rozsiewała strumyki runicznych znaków,
uszczęśliwiała w zieloności
spojrzenia...
Przywdziana w błogość porannej zorzy,
uronionej kropli krwi ucałowaniem,
ofiarowała kwiat współodczuwania –
SPOKÓJ.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.