Błędy
zniechęcenie
strach częściej
znajduje we mnie schronienie
myśli bledną usta milczą
bezsens słów umyka
coraz trudniej pamiętać
miniony
dzień
noc
bez znaczenia
groteska leżąca
wykańcza powoli trafnie
w samo sedno
rojeń
jednak nie...
oczy wpatrzone tępo
w te białe chyba cztery
śćiany
pokój odziany
i
jeszcze
okno monitora
na czternaścię cali
świata wirtualnego
bardziej realny niż ja
banał wymyślony
wydawać się może świadomy
swej iluzoryczności
nie odróżniają się już
noc od dnia
wszystko jest jedno
mi jedno
krzyczące niespodziewanie
myśli najwyrażniej
głos sumienia sprawiedliwy
sprawcy
nabrał odwagi teraz
kiedy już
mało jestem sam ze sobą
pytań się roi
wątpliwości potok
kim jestem ?
jestem...?
dla siebie
złowrogim przyjacielem
piętno cierpienia mojego
zawiłe urojenia zaciskają
cyklicznie szyję
w pustcę mózgu
brak tych wspomnień
czysta tablica
nie reaguję żrenica
leżę tak siedzę
nie odczuwam zmiany
ni monotoni przemijania
czas nie istnieje
ponad nim
chwilę mijają szybciej
w kinie schizofrenii
wegetacja chęci
tylko
mgła szczelnie okrywa
horyzont świadomości
nie widać słońca
w labiryncie ciemności
powinno być wyjście
powrotne...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.