Byli i są biedni
Święta cudowny okres nie dla wszystkich
Każdy swój wózek ciągnie
Świat się nie zmienia -byli i są biedni
Jedzie sobie młody człowiek w modnych
dżinsach
Samochodem, osiedla przemierza
Sprawdza swoją brygadę ? która od
śmietnika
do śmietnika ?
dla niego w samochodzie forsę mu w łapy
wtyka
Gdy jego człowiek znajdzie coś co sprzedać
można
Zgłasza szefowi w uśmiechu wielmoża
Radość gdy kawał żelastwa zwany złomem
Znajdzie się w ręku, obserwuje go szef za
załomem
Ma samochód i nie chwali się ze ma trzy
chałupy
Narzeka , goni tych do roboty ? zbierać mi
tu na kupy
Gdy ferajna zmęczona wysypuje skarby przed
karoserią
Jego oczy najczęściej się na wskroś
śmieją
Zezwala tym brudnym iść na swoje barłogowe
leże
On jedzie w gości, na romantyczną
wieczerzę
Tak świat skonstruowany od prawieków tak
myślę
Jedni zdrowi tylko w rękach, inni zdrowi na
umyśle
Ci od rąk bez względu na kolor skóry i oczu
kształty
Będą szli drogą, bezładu, bezwolni nie na
żarty
Ci a jest ich mniejszość, co na umyśle
zdrowi
Modlą się do boga ? słowami
niech się plebs nie znarowi
Autor: sloznok
Bolesław Zaja
Komentarze (3)
na szczęście jest ich coraz mniej i nie chodzą całymi
rodzinami (z dziećmi) jak dziesięć lat temu.
Pięknie i mądrze.
Przepiękny, dla mnie refleksyjny wiersz, z ogromną
przyjemnością przeczytałam, pozdrawiam serdecznie:)