Chyba?
Żeglowałem latami po przestrzeni
dotykałem gwiazd zmęczonymi dłońmi
wiosłowałem po aksamicie nocy
dzień objawiał mi nowy kurs
mój statek nie dryfował bezwiednie
wiedział gdzie me powieść me ciało
Pozwolono mi spocząć na pustyni
olbrzymie pole ludzkiej nadziei
obsiano je szkarłatem poświaty
nakazano im wstawać co dnia
zachodzić w noce gwieździste
mnie zmuszono do niszczenia
Podano mi ostry miecz
obejgami obrzucono kligę
rękojeść odziano w sumienia
potomnym zabroniono płakać
niszczyłem plony czasu....
zabijałem dzieci ziemi.....
Panie stojący nademną
przebacz mi grzechy
wiarę pokładam w Twej łasce
odrzucę ostrze plugawe
lecz błagam Cię z miłością ludzką
pozwól mi powrócić na statek mego
przeznaczenia...
Gdy człowieka ogarnia wielka pustka, nie ma obok niego życzliwych ludzi, a otoczenie przeklina jego imię... Pokładamy nadzieję w jedynym, pierwszym i ostatnim... Czy nadejdzie taka chwila, że pozostanie mi tylko On... Niech sprawi, zeby nigdy nie doszło do tego...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.