Z cyklu: Teatr Miernego...
Kurtyna w górę.
Na scenę wychodzi Ona. Rozgląda się dookoła
i z piskiem ucieka za kurtynę. Po chwili
zza brodwych zasłon wypychają ją czyjeś
ręce. Ona rozżalona znów rozgląda się po
twarzach audytorium. Cicho wzdycha,
zdejmuje lnianą pobrudzoną sukienkę.
Ona: to jest ciało. (mówi donośnie gładząc
dłońmi brzuch i piersi)
Widownia milczy jak zaklęta wpatrując się w
jej nagość.
Ona: to ciało jest tylko tym co wy
widzicie. (mówi jeszcze głośniej pocierając
dłonią krocze i ssąc kciuka)
Widzowie wciąż siedzą w ciszy,
gdzieniegdzie słychać jęki i pomruki
przeszywające pachnącą chucią ciszę.
Ona: to jest narzędzie człowieka. (mówi
nieco zbyt agresywnie unosząc wysoko
wibrator, po chwili, gdy cichną ostatnie
pomruki zgorszenia, zaczyna drażnić owym
narzędziem swoje miejsca intymne)
W Teatrze unosi się słodka woń
porządania.
Ona:to też jest narzędzie człowieka (mówiąc
to wysoko nad swoją głowę unosi włączoną
wiertarkę) w rękach boga (mówiąc to
przewierca sobie skroń, pada martwa
zalewając krwią zmurszałe deski)
Ludzie, niczym sępy rzucają się na jej
martwe ciało rozrywając je.
Kurtyna opada.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.