Eliza Day
Tam, gdzie róż czerwonych łan i dzika kusi
przyroda, gdzie rzeka zapomnienia płynie
leniwie...
W purpurowe pąki powtykane uczucia, które
wiatr nucić będzie mi całą wieczność.
Pieśni o miłości i śmierci, których
zaznałam z Twojej ręki Najdroższy a czas na
piersi wyrył Twoje słowa "Wszystko co
piękne w proch zmieni się".
Z karminu miłość wróżą - tak matka mówiła,
lecz gdy bukiet róż wysunąłeś spod łóżka,
by otrzeć ich płatkami łzy bólu i rozkoszy,
wiedziałam, że będę Twoja do końca świata.
Byłam krwawym płatkiem wrośniętym w Twoje
przedramie, czerwonym pąkiem, którego
kolcami był czas.
Kochałeś mnie, byłam miłością.
Całując czule moje usta, chroniąc mnie w
katedrze swoich ramion odebrałeś mi życie,
by wieczność bezwstydnie zamieszkała w
moich lędźwiach.
By zimna woda wypłukała oczy pełne miłości
i brutalnie wdarła się do ust, które wciąż
cicho szepczą Twoje imię.
Któż pamięta imię topielicy, która na dnie
rzeki spoczywa... któż mój piękny teraz
naszą nieśmiertelną miłość wspomina?
Sciąłeś młody kwiat, by pachniał przez
wieki...lecz woda serce Ci obmyła...
A nazywali mnie Eliza Day, bom dzieckiem
radości była. Nazywali mnie Eliza Day,
zanim miłość ciemnością powieki
przykryła
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.