Czarna baśń - część I
PROLOG
Czarna baśń, letalna baśń tej zimowej
nocy
W myślach moich się zalęgła. Leżała w
niemocy,
Wtulona w poduszkę przesiąkniętą łzami,
W kolorze posoki płomieniste włosy.
Z twarzą bez wyrazu, jej przekrwione
oczy,
W dal spogladały pustymi źrenicami.
Z dłonią wyciagniętą na znak pożegnania
Czasów nieprzyjaznych, niewartych
pamięci.
Martwe usta miotały nieme zapytania
O oczy niewinne, o uśmiech dziecięcy,
O to, czy jak świat wielki, i jak drzewa
stare,
Słyszał kto na ziemi smutniejszą
piosenkę,
Przy której melodii, makabryczny balet
Wolał los zatańczyć, niźli podać rękę.
CZĘŚĆ I
Historia bierząca swe źródło znajduje
W czasach, gdy świat baśni umysłami
władał,
Gdy pluszowy książe po prawicy siadał,
Za perlisty uśmiech dzięki pannie
składał.
Jej dusza tak czysta, skąpana
kryształem.
Pod woalką ciała źródło wartkiej rzeki,
W delcie serca, na wszystkie strony
rozlewanej,
Ciepłym prądem wpływając w ocean daleki,
W którym oceanie spotkały się krople
Wszystkich rzek. Tych ludzkich, oraz tych
bajecznych.
Lecz w miliardzie kropel, zebranych w
jedności
Coraz rzadziej czuła wpływy dusz
serdecznych.
Światło - odzew serca, tak niegdyś
jaskrawe,
Stopniowo opływane przez obłoki mgliste,
Blednąc, przybierało kolory plugawe,
Rzucało promienie brudne, rzeczywiste.
Wolność sparzyła lalkarzowi ręce.
Jego marionetka, którą on sam stworzył,
Którą chciał prowadzić przez życia
zakręty,
Nie wybrała bramy, którą jej otworzył.
Teatrzyk był zamknięty, a sznurki
odcięte.
Lecz lalkarz był gotowy, by tej chwili
dożyć.
Dusza uwolniona z łańcuchów dzieciństwa,
Z wolnością na twarzy, ku wolności
dążyła.
Brnąc pustynią życia, zataczała młyńca,
Za dnia bez drogowskazu, nocą w snach
błądziła.
Każda sekunda myśli zdała się eonem,
Pytania o drogę zbłąkane, bez echa.
I wtedy go ujrzała. Zdał sie jej
aniołem,
Lecz ja wam powiadam - pozorna pociecha.
Prosty z wyglądu i na świat spojrzenia,
W źrenicach wylane lustro morskiej toni,
A w nim odbijane jej twarzy promienie,
Które w swojej głębi na wieki poskromił.
Powiadał o skarbie, o nieznanych
światach,
Zaklęciu, co otwiera ukryta portale,
O istotach z dzieciństwa mieszkających w
kwiatach,
O sile, co pozwala drążyć dziury w
skale.
Rzecz fascynująca, lecz nie zmiarkowała,
Że pod otuliną baśni, złud i marzeń,
Kryła się idea czarna, splugawiała,
Która odmieniła dalszy bieg wydarzeń.
Niedługo ją prosił i łatwo przekonał,
Wichrem słów, jak drzewa jej wolę
naginał.
Opór lasów - myśli, w tej bitwie
pokonał.
I tu dzień się kończy, a koszmar zaczyna...
ciąg dalszy nastąpi...
Komentarze (2)
Piękny wiersz...bardzo twórczo napisany... W wierszu
wyraźnie widać wielki talent:)
Zostawiam plus:). Życze ciągłej weny. Pozdrawiam
Wciągnęła mnie swoją fabułą i fantazją opowieść
pięknie pisana rymami i pisać tak nie każdy potrafi
Bardzo dobrze utwór się zaczyna i ładnym językiem
napisany Podoba mi się niezmiernie i czekam na cd
Brawo!