Człowiek z epoki Kryzysu
Moje życie jest poczekalnią do śmierci,
pełną nawalonych degeneratów i prl-owskich
lamperii.
Obrzygane, szare mury opowiadają mi
historie, które przede mną.
Pędzący pociąg z wspomnieniami nie zatrzyma
się. Ma już następne zlecenia.
Zamknięty w murach eksterminacji,
nienawiści i pogardy,
szarpię się jak lew złapany w sidła. Coraz
mniej siły, by panować nad swym czasem.
Obraz śmierci jest orgazmem. Jej smak tak
gęsto słodki,
że skleja mi wargi, zatyka gardło
rozkoszną lepkością.
Potem wrócę do swej krainy. Ja tam będę
Panem.
Fangorn, me królestwo. Na wieczność. Na
amen.
Boga tam nie będzie, co najwyżej może mnie
odwiedzić,
poleję mu kubek czarnej kawy, by pamiętał,
swoje zaniechanie w ziemskiej opiece.
Nie Bóg, żaden! Żadna nadludzka istota!
Nie powie mi, jak ma wyglądać niebo. Sam je
stworzę. Sam sobie Bogiem.
Tymczasem jeszcze ostatkiem energii,
ścieram z ścian te brudne zacieki,
by jeszcze na chwile uśmierzyć cierpienie
trwania w świecie człowieczym.
Jeszcze dokładam do pieca, by nie zgasł
ogien nadziei.
Ale na próżno. Otaczają nie Oni. Potwory z
fabryki, co wyrzekli się
człowieczeństwa.
Egoiści, hipokryci, znienawidzone cele
mojego karabinu,
zabraniają kochać! Podsuwają Pakt Ziemskiej
Nienawiści.
Poczekalnia. Pełna nadal, wymiociny brudzą
mi podeszwy butów.
Czekam na swa kolej. Nie zatęsknię za
człowiekiem z epoki kryzysu.
Komentarze (1)
przykro mi ale nie