O człowieka rozmowie z kamieniem
Życie wydaje się znajomo niesprawiedliwe
Tak nudne i stałe
Jak napis na mogile
Literki całego naszego życia takie małe
Trafiłem tu, widać z jakieś przyczyny
Jako przydrożny kamień
Znam wszystkie te nędzne spowiedziny
Stoję w raz z nimi ramię w ramię
Coś jednak mnie wyróżnia
Ich oddechy takie ciepłe
A ma choć powietrzna to nadal próżnia
Jak łez krople tak dziwnie uległe
Gdzieś tam w półmroku
Gdzie Słońce kolejnym nędznym sąsiadem
Stoję tam w tym problemów amoku
Będąc kolejnym waszym Dedalem
Rozpalam wasze pióra do lotu
Nie można nazwać odwagą tego
Upadniecie z bólem bez powrotu
I mnie zapytacie łzawo dlaczego
Lecicie po to co wam zabrano
Oddaj mi mą miłość o dobry Boże
Miłości danej mocą żebraną
Nawet On oddać ci nie może
Wiem uśmiechałeś się już tak razy wiele
Uśmiechnij się raz jeszcze
Wznieś swe oczy, znajdź smutek na niebie
Czyny twe dawne przeszyją ci dreszcze
Kochana ma, na zawsze...
Komentarze (1)
zły, niespójny wiersz; a rymy fatalne
deszcze-dreszcze;