Cztery okna
I OKNO
Śnieg biały na szare pola
wolno, bezszelestnie prószy,
majestatyczny kwiat pełza
po szybie, w zupełnej ciszy.
Gałęzie trzeszczą od szadzi,
wisi zmarznięte powietrze,
skrząc się w srebrzystym nieładzie
płatki wibrują bajecznie.
Krysztalowe kształty wiszą
z dachu, dłuższe wieczorem,
pod trzewikami lód trzeszczy,
skuł gładko całe jezioro.
II OKNO
Suną saniami w szeregu
zmarznięte uszy i nosy,
w zaczarowanym kuligu
dzwonią radości odgłosy.
III OKNO
Trzask mnie przyciągnął do okna,
ktoś dziurawą rękawicą
stary taboret na opał
łamie. Buty mu jeść krzyczą.
Ciepło schowane po domach,
wybranych tylko dotyczy,
taboret zdobycz znikoma,
przyjdzie się podpiąć pod licznik.
IV OKNO
"Albert" zapchany, gdy ściśnie
bieda. Ciepło i jedzenie.
Twarz oparta w oknie błyśnie,
gdy znów przyjdzie ocieplenie.
W lesie pod drzewem , oparte
skostniałe od mrozu zwłoki.
Ktos przysiadł troskami zdarty
i został zimny na wieki.
Komentarze (3)
Cztery okna i cztery życia! ......
Cztery okna i każde tak smutne jak buty które jeść
wołają. Wspaniały klimat tęsknoty do życia choćby z
odrobiną ciepła.
podziwiam Twój pomysł...na ten wiersz...czytałam trzy
razy naprawdę warto...