Dach mojego życia
Sypie sie strop z dachu mojego życia,
Już nawet ręce Boga nie są w stanie go
utrzymać.
Kiedy spadnie cały po tym całym zgiełku
uniesie się tylko pył,
Pył z mojej duszy, mojego życia, mojego
świata.
Będzie o jeden uśmiech mniej,
Zabraknie moich łez.
Nie będzie już kłamstw i oszustw,
Spokój i cierpliwość odejdą w cień.
A ja? Jak zwykle łameczny, zgubię drogę do
nieba,
Pójdę w otchłań i nic.
I będę tam siedział sam jak palec,
I siedział, siedział, siedział...
Aż może ktoś taki jak ja,
Zgubi się w tej otchłani.
I może zapyta mnie,
Czy mnie też runął dach.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.