Dla Ciebie Ojcze...
Dla kogoś kto ranił ostrzej niż nóż a kocham Go mocniej niż to możliwe...
Znam na pamięć dżwięk tłuczonego szkła
huk wyłamywanych drzwi
Pamiętam składane po cichu modlitwy
Ciągły niepokój
trzęsące się ze strachu ręce
Pamiętam ten moment
budzę się i otwieram oczy
Jesteś obok
czuję się dziwnie bezpieczna
Policzyć na palcach jednej ręki
mogę takie chwile
I za nie dziękuję
Podziękuję Ci też
za brak złudzeń który we mnie brutalnie
wlałeś
za zaufanie którym nikogo nie obdarzę
za nieobecny uśmiech i wiarę w ludzi
za strach cierpienie strumienie gorzkich
łez
Dziękuję za siniaki na twarzy matki
Jej ból i zniszczone życie
Dziękuję za wszystkie przepłakane
godziny
Dziękuję że byłeś
Dziękuję że mnie zraniłeś
I głupio wciąż czekam na moment
gdy Cię znów przytule
Wciąż się łudzę że nie będę taka jak Ty
za póżno to chyba dziedziczne
Patrzę w lustro i widzę
mam Twoje usta
Twoje oczy
a nawet policzki
Boję się myśleć co czuje matka
gdy widzi we mnie Ciebie
Patrzę co dzień jak popełniam te same
błędy
Nie potrafię wyrwać się z tego chorego
kręgu
Niszczę siebie tak jak robiłeś to Ty
Na zawsze będę małą cząstką Ciebie
Straciłam Cię w życiu dwa razy
Najpierw na moment
póżniej na całe życie
Kolejny raz na to nie pozwolę
mimo bólu nie umrzesz w mej pamięci
w tym miejscu pozostaniesz na wieki
Dopóki będę trwać
Dopóki nie zrozumiem sensu tych zdarzeń
Kochałam Cię nie stawiając warunków
W miłości nie ma albo albo
Kocha się zawsze pomimo
...
I tak właśnie Cię kocham
...
Ojcze
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.