Do Ani, Adriana, Mateusza
Ku pamięci samobójstwa moich rówieśników...
Jak gołębie białe, co
Krukami być nie chciały
Spłoszone ludzką ręką
Do domu odleciały
Przez kalectwo wrażliwości
W góry Tajgetu wysłane
Pozostawione bez ciepła i miłości
Jak niegdyś mężni Spartanie
Żyliście jak chryzantemy na łące
Pośród chwastu zarazy
Piękne, inne, pachnące
Z werterowskim znamieniem skazy
Jak seria strzałów w me serce
Trafiały echa waszej wolności,
Powodując uśmiech bezimienny
Co rozumie i zazdrości…
Lecz jak mogą oczy dziecięce
Tlić się światłem smutku
Nieść niczyje ręce
Ani trochę nie wierząc jutru?
Strajk przeciw bezuczuciowości!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.