Don Kichot
kiedy łzy w dłoniach
rzeźbią korytarze
czerwonymi oczyma
rzeczywistość wyje
przywiązana jak pies
do latarni
rozpłaszczony
w pyle drogi do nikąd
nieudolnie wstaję
z poczuciem bezsilności
na plecach
wciąż te same wiatraki
wyzywają mnie na pojedynek
po kolei
dlaczego nikt nie zgasi światła
zamykam oczy
kolejny dzień
złowieszczym szeptem
budzi mnie
rozdygotane słońce
wiem
dziś znów będzie
brązowić
biel moich marzeń
mam dość
autor
Ignacy Barry
Dodano: 2005-04-04 11:38:54
Ten wiersz przeczytano 440 razy
Oddanych głosów: 14
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.