Drzwi
stanąłeś w połowie
miedzy progiem a drzwiami
wtedy na drodze
zawołał do ciebie
czekam na przyjaciela
tego ostatniego towarzysza
mojej niedoli
chce biec i uciekać
z tobą bez ciebie
wzdłuż pustyni
opatrzności
odejść w najlepszym momencie
nie wiem czy żyję
w innym wymiarze
psychodelicznej konieczności
ta łagodna parada
czeka na słońce
ja z duszą błazna
uśmiechem wszytym w twarz
nie nadszedł czas nie nadszedł czas
świerszcz za oknem
stalowe obłoki
z mego gardła
wróżą przyszłość na codzień
z jutra odejście w następny
nie jestem prochem codzienności
przyozdobiony bezstronnością
szlachetne rysy w łzach ukazane
skryte w barwach mojego umysłu
cień wskaże mój zamiar
zerwany z zawiasów
otworzy nowe życie
Komentarze (1)
Bezstronnie patrzeć lub odczuwać destruktywność życia
obracającą się w śmierć,raczej niemożliwe.Pozdrawiam
serdecznie.