dusza na brudnej słomie
żelazna maska
zakneblowane usta
skrępowane dłonie
jak małpka
z obrazu Bruegla
patrzę w niebo
w kadr niebieskości
wdzierają się krat
grubych drapieżne
palce
skrobią moje
o ścianę
już
tuż tuż
kolejny raz
zatrzymuje się czas
od świtu do zmierzchu
w krętym labiryncie
nabożnych życzeń
dumnych przekonań
bladych złudzeń
trwać
pająkowate niknące
na tle obślizgłej ściany
znaki upływających chwil
kalendarz straconych dni
ulecieć
leciutko pozostawić
nieuprasowaną bieliznę
brudne gary
wytarmoszone myśli
uciec
na skrzydłach z pierza
lekko przygniłego
od snu ciężkiego
i pełnego mamby
o smaku malinowym
Ikarze
pokaż drogę
do ostateczności
lepiej ginąć próbując
niż żyć umierając
duszą na brudnej słomie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.