Dwudziestego ósmego lutego
wiersz gwarowy
Dwudziesty ósmy dzień lutego
Duje jak fras,światła ni ma,
strach polić w piecu,
coby się ka nie zajeno…
Słonecko wysło dziś
krapke cieplejse.
Widziało mi się,
ze to moje zycie
bedzie dziś weselse…
A tu holny wiater
łopatami od śniega
w powietrzu wywijo…
Pies na zgłobe gryzie
po nogak i rękak,
strasno ś nim udręka,
bo mocno bestyjo…
Strach łapie co kwile za syje
bo wiater sarpie za dach,
dźwiyrze ,okna.
Smrecki napino na łuki
strzylajom jak zopołki
ostajom ino kikuty.
Dopier0 śnieg łomoł
a juz wiater łomie
nie daje dychnąć
telo roboty w koło mnie…
Telo dozarte to wietrzysko,
pewnie wce śnieg stopić
bo wiesna juz blisko.
Cieplućkie słonecko zaziero
bez brudne syby do izby
a mnie kreski podskakujom
wyzej i wyzej..
Skróny tego trafiem
pewnie do nieba,
mom takom nadzieje
ze nie ka inędyj…
Komentarze (16)
Twój halny doleciał już na Mazury. A piesek widzę
dalej rozrabia. Mam nadzieję, że to temperatura
rośnie, a nie Twoje ciśnienie. Pozdrawiam.