Dzień Litości
Wędruję z karabinem
Przez dziką pustynię cierpień,
Zastrzelę każdego,
Kto zakłóci mój spokój.
Nie znam litości,
Dnia litości nie ma.
Zastrzelę każdego,
Kto spróbuje mnie zastrzelić.
Po co zakłócacie mój spokój?
Dlaczego do mnie strzelacie?
Po co zasiewacie ziarno nienawiści?
Dlaczego próbujecie karmić mnie
kłamstwami?
Nie znam litości,
Dnia litości nie ma.
Wędruję w mojej maszynie
Przez szary las,
W którym krążą wilki.
Przejadę po nich,
Nie zlituję się.
Mogli uciekać
Zamiast mącić mi w głowie.
Teraz…
Teraz odchodzą.
Karabin poszedł w ruch,
Wilki okazały się tchórzami.
Wędruję z nabojami
Przez mroźną zimę,
Bakterie chcą opętać moje ciało,
Chcą zabrać mój umysł,
Więc chwytam za karabin,
Naboje chcą,
Bym nie mógł bez nich żyć,
Więc chwytam za karabin.
Dzień litości nie istnieje!
Komentarze (5)
hehe dziękuję, wiem że czasem moje słowa są jakieś
absurdalne, ale to przez moją "popapraną" wyobraźnię
;) pozdrawiam wszystkich :)
Bakterie chcą opętać moje ciało- to mi się podoba
Dziwactwo formy, wiersz dobry.
niesamowity wiersz Pozdrawiam:))
Jakaż groźna wymowa wiersza.
Tytuł stoi w opozycji do treści.
To tylko moje odczucia.
Miłego dnia.