Głos w ciszy
Zarzucił Chrystus krzyż na plecy,
I ruszył drogą wyboistą.
Wiedział że krzywdą swą niweczy,
Prawdę dla ludzi oczywistą.
Ci, przyszli cieszyć krwią swe oczy,
Dla nich to było widowisko.
Człowiek pod krzyżem, krew co broczy,
Ot jakże mało, marność wszystko.
Westchnął syn Boży zdjęty bólem,
Koronę z cierni musnął dłonią.
Czy ludzie widzą coś w ogóle,
Czy jeśli trzeba go obronią.
A oni jak szaleńcza horda,
Ślepa w pijanym trwa uporze.
Krzyki podnoszą ,,sursum
corda’’,
Nie czują cudu w sprawce Bożej.
Gwóźdź przebił skórę niszcząc kości,
Słońce prażyło jeszcze ciało.
Tłum nie potrafił skryć radości,
Jakby tragedii było mało.
Nagle zapadła ciemność głucha,
Równając wszystkie z żywych stworzeń.
Lud zamilkł w trwodze, każdy słuchał,
Głosu co wołał gdzieś...o Boże.
Komentarze (2)
To jest wielka sztuka,by przypadkowym słowem nie
zbrukać.
zrobił na mnie wrażenie Twój wiersz i ten jeden krzyk,
jak głos wołąjącego na puszczy... jeden a jednak daje
nadzieję.