Grzybobranie ( jesień 2006 r.)
Grzybobranie jesień 2006 r.
Wchodzę na szczyt leśnej góry
tam gdzie moje grzybowisko,
niedostępne leśne zakamarki dziury,
drzewa, krzewy, potok i urwisko.
Za urwiskiem me marzenie,
będzie wielkie grzybobranie,
wchodzę - a tam ślady i korzenie,
przy tym moje załamanie.
Puste kosze mnie poniosły
przez wąwozy, lasy, góry
tam gdzie ścieżki, drogi już zarosły
w niedostępne cud natury.
Zabłądziłem. Szukam śladu drogi,
krążę w błędzie, niema końca,
odpoczywam, bolą umęczone nogi,
idę dalej gdzie promienie słońca.
Tam gdzie wschodzi słońce, droga,
która od dziesiątek lat mi znana,
dzięki słońcu jak i Panu Bogu
trudność błędu pokonana.
Teraz pora szukać grzybowiska
by napełnić puste kosze zapłakane
tuż przy drodze młodnik błyska
a w nich grzybów, jak zasiane.
Siadłem na pniu z podniecenia
jako stary grzybiarz w lasach,
serce bije młotem z przemęczenia,
jak i widok borowików w masach.
Wielka ilość grzybów, nie do wiary,
zbieram i przebieram same młode,
wszystkie zdrowiuteńkie, nawet stary,
pełne kosze , plecak w mig gotowe.
Ciężar grzybów na 30 kilogramy
w górę 3 kilometrowej drogi,
ścieżką gdzie lud mało spotykany
przy tym umęczone serce, nogi.
2 Styczeń 2007 r. B.B Wals
Pozostało masę prawdziwków, jednak na drugi dzień nie trafiłem w to miejsce.
Komentarze (1)
pięknie opisałeś grzybobranie