Grzyby z majonezem
-Czy jest w tym lesie cos do zjedzienia? Tak- odpowiedzial z sarkazmem na twarzy- my...
struzka splywa ciezka, gesta krew po twoim
policzku
kolejny cios od losu
wymierzony celnie
bluszczem nazywaja milosc
pnie sie po pierwszym lepszym napotkanym
drzewie
zachowujac gracje w plynnych ruchach
jest okej- a jak
plusem znaczac kolejny dzien w kalendarzu,
data jak kazda inna
do jednego gara zlac resztki tchnienia;
mojego i twojego
powiedz- ile jeszcze? jak dlugo jeszcze?
dzieciak probuje wcisnac kawalek kaktusa do
dziurki od klucza
nie wiem- mowisz, patrzac na ogon
odlatujacej gesi
kolejny aniol szrapie twe plecy rozciagajac
bolesny usmiech na twej nedznej twarzy
a twe stopy tona w dywanie kwiatow
pachnacych
ludzkosc...cele...nadzieje...taleze...bieda
cy...paznokcie...
w szkalnce gnojowki znowu mieszasz palcem,
oblizujac z apetytem sciekajace po nim
krople
jest takie miejsce w nowej zelandii, gdzie
ludzie chowaja swe plony w pniu drzewa
mamo?
zapytaj orla czemu patrzy na wszystko
glodnym okiem.
w lesie schowaj paczke zapalek na czarna
godzine
i usmiechnij sie do martwego ziemniaka w
swojej niedomytej misce
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.